Spacer po Korzeniówce (18.V)
Z powodu niesprzyjającej pogody sobotni trening został przeniesiony na niedzielę. To była dobra decyzja bo poranek był słoneczny i ciepły. Aż może trochę rozleniwiający…
Wcześniej przygotowałam trasę i wydaje mi się, że w Korzeniówce jest bardzo różnorodnie. Zapachy boru sosnowego od razu przywołały wakacyjne skojarzenia, piaski porośnięte trawami kojarzyły się z klimatami nadmorskimi… tym bardziej, że był to wietrzny dzień. Relaks i spokój – oderwanie od codzienności.
W niedzielę Korzeniówka pokazała swoje pogodne oblicze a sam trening skończył się przy wspólnej herbatce. Mam nadzieję, że niedługo wybierzemy się też do Leśnej Polany.
A na koniec przemyślenia instruktorskie:
W sobotę, kiedy ulewa trochę przycichła, ruszyłam w wielki świat do Warszawy i przy okazji spaceru w parkuSkaryszewskim, a raczej posiadywania na ławce przy jednej z głównych alejek, czyniłam obserwacje jak tu – w wielkim mieście – ludzie chodzą z kijami. I niestety wszyscy napotkani (młodzi i starsi) robili duże błędy techniczne. Nie chodzi o czepianie się – tylko o niewykorzystanie potencjału; widać było, że niektórzy przyszli aby konkretnie potrenować (a nie tylko pospacerować sobie), ale ich marsz mógłby być o wiele bardziej efektowny. Czasem wystarczy jedna celna uwaga (instruktora)… i wszystko jasne.
Ostatnio spotkałam się ze stwierdzeniem, że NordicWalking to jedynie forma relaksu, że nie jest to „prawdziwy trening”. Kiedy chodziłam na aerobik pamiętam, jak przy kolejnym ćwiczeniu dziewczyny sapiąc powtarzały „nie jesteśmy tu przecież dla przyjemności”. Wydaje mi się, że trudno jest nam uwierzyć, że coś może być jednocześnie przyjemne i skuteczne – a żeby był efekt muszą być koniecznie zaciśnięte zęby i ból w mięśniach. Wystarczy sobie jednak zdać sprawę, że przy marszu z kijami pracuje ponad 90% mięśni przez cały czas treningu non-stop; nie ma podziału na poszczególne partie ciała: teraz pośladki, uda itd. Jest to trening całościowy (o ile zachowamy prawidłową technikę) a przy okazji bardzo relaksujący (bo ruch jest przecież naturalny i na świeżym powietrzu)… i na tym polega cały fenomen. Ćwiczymy i nie cierpimy – teraz wiem, że trudno to niektórym zaakceptować… ale tak właśnie jest. Ćwiczymy i jednocześnie rozmawiamy, śmiejemy się, zwiedzamy naszą urokliwą okolicę, oddychamy pachnącym powietrzem, poprawiamy koordynacje i rzeźbimy sylwetkę . A kto nie wierzy, niech spróbuje.
P.S. Najbliższy trening tradycyjnie na 9:00 w sobotę w Złotokłosie. Będziemy sprawdzać czy uda nam się przejść dystans 6 km w godzinę.
A.W.
Sobotni trening zostaje przeniesiony na 8:00 – ze względu na mój udział w pokazie judo (w szkole o 10:30). Jest to trening po Złotokłosie – 60 min. Sytuacja wyjątkowa.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.