Życie jak film

0
2667

Lubię, kiedy moje życie przypomina film. Żwawa fabuła, miłe okoliczności przyrody, muzyka w tle… Niestety, ostatnio moje życie najbardziej przypomina scenę z filmu „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”.

[SWF]http://www.youtube.com/watch?v=83wZoezqvdk, 425, 350[/SWF]

Od razu widać, że plan dojazdu do pracy był starannie opracowany :). Ja nad swoim jeszcze pracuję. Puzzle, które próbuję ułożyć, od kiedy wróciłam do pracy:

– starszy syn chodzi do szkoły podstawowej w Złotokłosie, młodszy – do przedszkola. Rano odwozi ich mąż, ja muszę obu odebrać do godziny 17.00.

– pracuję w Warszawie od 7.00 do 15.00 bardzo blisko stacji kolejowej Warszawa-Żwirki i Wigury

Takie łamigłówki rozwiązuje większość rodziców mieszkających w sąsiedztwie. I nie każdy jest w takiej szczęśliwej sytuacji, że pracuje tylko do 15:00 w bliskiej części stolicy! Dlatego pewnie część rodziców poszła na łatwiznę i swoje dzieciaki wozi ze sobą do Warszawy. Ale ja się nie poddam.

SAMOCHÓD. Nie jest to złe rozwiązanie, ale ma kilka zasadniczych wad. Ja niestety samochód prowadzę kiepsko i przerażają mnie drogi, na których można rozwinąć prędkość większą niż 70 km/h. Parkowanie w Warszawie jest dla mnie za trudne, bo zwykle zajmuję dwa miejsca parkingowe (z powodu braku umiejętności parkowania, a nie z racji posiadania wielkiego wozu), za co kiedyś niechybnie spotka mnie słuszna kara ze strony mściwego kierowcy, który nie mógł przeze mnie nigdzie zaparkować. No i absolutnie nie jestem w stanie poradzić sobie z najmniejszą nawet usterką samochodową, które jak wiadomo dopadają samochód akurat wtedy, kiedy jest on natychmiast potrzebny. Ponadto starannie wybrana ze względu na godziny i siedzibę praca nie należy niestety do najlepiej płatnych; wydatek na benzynę do dwóch samochodów (mąż jeździ samochodem do pracy) byłby dla nas odczuwalny.

Ślęczałam więc nad rozkładami jazdy, aby udowodnić sobie i światu (czyli głównie kochanemu mężowi), że podróż do pracy publicznym transportem jest nie tylko tańsza i bardziej ekologiczna, ale też całkiem przyjemna.

Niestety, nie miałam racji

AUTOBUS 728. Najważniejsza zaleta: niskie koszty. Najważniejsza wada: zbyt rzadkie kursy. Zrezygnowałam ze względu na szczególnie niedogodny dla mnie rozkład – autobus odjeżdża z Okęcia dopiero o 15:50 (jeździ co godzinę). Nie dość, że traciłam cenne minuty czekając na pętli, to serce stawało mi ze strachu, że jeśli popsuje się autobus lub trafię na szczególnie wielki korek, to nie zdążę do Złotokłosu przed 17.00.

PKS. A właściwie samochodem do Mrokowa, potem PKS, potem 20-minutowy marsz poranny. W drodze powrotnej to samo, oczywiście w odwrotnej kolejności. Wariant luksusowy podróży do Warszawy: niezwykle uprzejmy sąsiad zabierał mnie z przystanku PKS i podwoził pod pracę. Najważniejsza zaleta: duża ilość kursów popołudniowych. Najważniejsza wada: niewygoda – rano trzeba stać w PKS-ie, bo od Mrokowa nie ma już miejsc siedzących. Zrezygnowałam, bo kilka razy podczas szczególnie mroźnych poranków PKS po prostu nie zatrzymał się na moim przystanku…

PKP. A właściwie samochodem do Ustanówka (bo rano jest gdzie zaparkować, a po południu nie natrafia się na korek – w Piasecznie nie zawsze), a potem kolejką (są jeszcze miejsca siedzące). Największa zaleta: w pociągach – szczególnie tych z Góry Kalwarii – jest czysto, ciepło i wygodnie. No i pociąg zawsze zatrzyma się na stacji, nie to co PKS… I jeszcze wyjątkowo wygodny rozkład… I w korku nie stoi… Ach. Największa wada: wysokie koszty (benzyna+ bilet okresowy PKP). Zrezygnowałam ze względu na podniesienie cen biletów kolejowych.

Chyba przeproszę się z PKS…

Wierzyć się nie chce, że mieszkamy tylko 30 km od Warszawy. Puszczenie dodatkowej linii PKS Tarczyn-Piaseczno w godzinach nieprzydatnych dla ludzi pracujących nie rozwiąże żadnego problemu. Rozwiązaniem są częste kursy (np. co pół godziny) niezawodnych technicznie (nie oczekuję cudów, ale niektóre autobusy ZTM…) pojazdów, które nie będą stały w korkach. I możliwość podróżowania różnymi środkami transportu w ramach jednego biletu sieciowego (tak jak ZTM i PKP do Zalesia, ale już nie PKS).

Ale chodzi mi po głowie nowy pomysł. Podobno mleko ma najszybszy transport ;). Żartowałam… Tak naprawdę liczę na autobus miejski ze Złotokłosu do Piaseczna. Wtedy wypróbuję jakże oszczędny finansowo scenariusz (bilet kwartalny ZTM): rano samochodem do pętli w Złotokłosie, autobusem 728 do pętli na Okęciu, tam łapię 154 i już jestem w pracy. Po południu pociąg do Piaseczna, autobus L-2 do pętli w Złotokłosie, potem szkoła i przedszkole. Niebezpiecznie zbliżam się do Barei :).

Marysia